Ulubieńcy września

Czas leci jak szalony i znów pokrzyżował mi plany notatkowe - ale jak to powiadają co się odwlecze to nie uciecze. Mamy już kolejny dzień nowego miesiąca a to oznacza, że dziś zapraszam na ulubieńców Września. I już bez zbędnego gadania i przydługich wstępów przechodzimy do sedna.

1. Demakijaż
Od kiedy pojawił się w zapowiedziach kosmetycznych z niecierpliwością wielką czekałam aż pojawi się na sklepowych półkach. I jak tylko się pojawił zabrałam go do domu - a mowa tu o płynie micelarnym Garniera z olejkiem arganowym. Trochę się bałam, że będzie tłusto (doświadczenia z płynami dwufazowymi do oczu). Jednak zaskoczył mnie brakiem tłustości, delikatnością, działaniem - bo radzi sobie świetnie z ciemnym czy wodoodpornym makijażem oczu i zapachem. Dzięki niemu odszedł w niepamięć płyn do demakijażu oczu.

 
2. Pielęgnacja
W tej kategorii od jakiegoś czasu, od kiedy przeczytałam elementarz pielęgnacji i wprowadzeniu zmian w pielęgnacji gości wiele produktów. Mam cały batalion dzielnych żołnierzy którzy dzielnie walczą za dnia i w nocy o moją zdrową i piękną skórę. Dziś przedstawie wam moich 3 zdecydowanych ulubieńców (a cały batalion poznacie ww następnej notatce o mojej pielęgnacji)

I tutaj mamy 3 cudowne produkty. Wszystkie są jednej polskiej marki - Mincer Pharma. 

Serum z witaminą C - jest w postaci olejkowej, zamknięte w ciemnobrązowej buteleczce z pipetką o pojemności 15 ml. Cudownie pachnie, mimo olejkowej konsystencji nie zostawia tłustego osadu na skórze - pięknie się wchłania pozostawiając ją miękką, jędrną i nawilżoną.


Krem dzienno - nocny, który jest moim kremem na noc. Krem należy do tej samej serii co serum - VitaCInfusion. Ma tę samą kwaśno - słodką nutę zapachową, która zupełnie nie przeszkadza w użytkowaniu produktu. Ma żółtawą barwę i wydawało by się, że gęstą, ciężką konsystencję. Jednak gdy tylko rozpoczniemy proces wtłaczania/wsmarowywania kremu w skórę wchłania się on natychmiastowo.


Krem/maska - ten wynalazek jest z linii do skóry naczynkowej (moja skóra jest dziwnym tworem niby na pierwszy rzut oka wydaje się tłusta bo mam rozszerzone pory jak leje po bombie ale jest sucha - odwodniona, do tego płytko unaczyniona - naczynowa zwłaszcza w okolicy płatków nosa mam dużo pajączków). Krem jest mega ciężki, tłusty, zbity i gęsty. Używałam go na noc ale nie byłabym sobą gdybym nie poddało go eksperymentom i nie użyła go jako kremu na dzień i o dziwo spisał się idealnie jako krem - baza. Makijaż się trzymał cudownie - wieczorem miałam co zmywać. 


3. Kosmetyki kolorowe
Kosmetyki kolorowe uwielbiam kupuje je ciągle notorycznie - jestem kosmetyczną zakupoholiczką. Jeszcze jednego nie zużyje do końca a już kupuje następny bo jest nowy na rynku albo czymś mnie zaintrygował, choć głównie kupuje nowości rynkowe - bynajmniej się staram. Choć podczas tej edycji -49% w Rossmannie w I części już poszalałam i wyszłam daleko poza granice moich planów - ale o tym w osobnej notatce po całej trylogii - 49%. Tymczasem opowiem o tych które we wrześniu mnie zauroczyły.

Golden Rose mineralny puder nr 4 - ten kosmetyk kupiłam pod wpływem zachwalania go przez znaną youtuberkę, którą oglądam od uuu bardzo długo - Maxineczka. Zachwalała go w kilku swoich filmach porównywała z jakimś pudrem o ile dobrze pamiętam kremowym Chanel. Jakoś nigdy nie byłam fanką ani konturowania twarzy ani jej ocieplania. W sumie to dziwie się sobie, że go kupiłam ... ale nie żałuję. Jest satynowy z bardzo drobno zmielonym brokatem, prawie nie zauważalnym. Ma ciepły ale dość neutralny odcień pasujący do każdego typu urody. Jest cudowny - stosowałam go i na przypudrowany podkład i na nie przypudrowany podkład :) bo do nie dawna nie byłam zwolenniczką, a właściwie byłam przeciwniczką pudrowania a to, ze względu na moją lekko skomplikowaną skórę. Ale jej stan się ostatnio poprawił - więc postanowiłam zmienić nawyki makijażowe i jest ok.


Tusz do rzęs Bourjois Volume Reveal - maskary Bourjois lubię nie od dziś. Twist up the volume był moim ulubieńcem. Ja generalnie bardzo lubię markę Bourjois. A że jestem maniakiem kosmetycznym nie mogłam przejść zupełnie obojętnie obok tej nowości. I jak to bywa z marką Bourjois nie zawiodłam sie i nie rozczarowałam - bywam lekko roztrzepana, w całym szale zakupowym zabrałam ze sobą do domku wodoodporną wersję tuszu. Kiedy to odkryłam byłam lekko rozczarowana gdyż nie miałam do tej pory zbyt dobrych/pozytywnych doświadczeń z wodoodpornymi tuszami. Pomyślałam sobie los tak chciał i zabrałam się za testowanie tego tuszu. Jak się okazało moje obawy były nieuzasadnione - tusz jest rewelacyjny, a dzięki swoim właściwościom wodoodpornym zyskuje na trwałości - nie osypuje się, nie odbija - pięknie wydłuża, rozczesuje rzęsy, delikatnie je podkreślając. Widać, efekt na rzęsach - naturalny. Nie mam z nim jakiegoś szczególnego problemu przy zmywaniu. Zmywam go niebieskim płynem Biodermy, przykładam waciki do oczu liczę do 10 i działam ... Miliony rzęs L'oreala idą w odstawkę :)


Podkład 123 Perfection - o 123 Perfection, nie będę się rozpisywać, gdyż nie pierwszy raz ani pewnie ostatni jest moim ulubieńcem. W telegraficznym skrócie cenie go za trwałość, jakość, konsystencję, krycie- jako jedyny poradził sobie idealnie na mojej kapryśnej skórze, nie ważył się, nie ścierał mimo braku gruntu w postaci pudru, wyglądał ładnie, naturalnie i bez konieczności używania miliona korektorów i baz poradził sobie z niespodziankami na twarzy np pajączkami w okolicy skrzydełek nosa.

Catrice HD Liquid Coverage - jest to jesienna nowość od Catrice - a już zrobiła sporo zamieszania w urodowym świecie. Produkt w bardzo krótkim czasie zdobył renomę produktu Must Have i wcale mnie to nie dziwi. Troszkę się go bałam bo przy suchej cerze matujący podkład ... może nie koniecznie się sprawdzić, jest stosunkowo nie drogi coś ok 30 zł więc stwierdziłam, że biorę i testuję. Jestem miło zaskoczona, choć firmę Catrice znam nie od dziś i w moich czeluściach kosmetycznych jest trochę produktów tej firmy, jedne bardziej inne mniej trafione - chyba nie ma firmy w której każdy produkt jest super, ekstra wypsem :). Ma ładne krycie, dość mocne - wiele osób porównuje go z Revlonem - tylko ten wydaje mi się lżejszy i nie robi takiej tępej machy na twarzy, przy swoim dość mocnym kryciu wygląda naturalnie. Jeżeli chodzi o konsystencję też przypomina Revlon Color Stay hihihi jest bez pompki ale ma pipetkę którą jesteśmy w stanie wydobyć odpowiednią ilość podkładu do pomalowania twarzy - jedna pompka jest wystarczająca. testowałam go zarówno w wersji przypudrowanej jak i nie przypudrowanej i w obydwu przypadkach poradził sobie świetnie. Ten podkład też poradził sobie z moimi pajączkami przy nosie zakrył je bez konieczności używania zielonej bazy.


Pomadka Deborah - Firmy Deborah nie znam zbyt dobrze. Jednakowoż że zaczyna powoli pojawiać się w Rossmannach w stałej ofercie postanowiłam się jej przyjrzeć nieco dokładniej. Ciężko mi było się zdecydować na coś konkretnego, zastanawiałam się czy wybrać tusz czy może podkład. Tylko hmm tusz już miałam, podkład hmmm nawet dwa. Więc wzrok mój padł na pomadki, mają chyba ze trzy rodzaje - jednak ta jedna mocno zaczęła do mnie krzyczeć "chcę iść z Tobą do domu" i tak stałam gapiłam się myślałam, sięgnęłam po tester zrobiłam słocza na ręce i zabrałam ją do domu. Sama byłam mocno zaskoczona kolorem jaki wybrała. Ni to róż ni to czerwień - taka klasyczna malina, piękna. Zamknięta w złotym opakowaniu, wygląda bardzo elegancko i drogo (kosztowała coś około 40 zł) kremowa, przyjemna i jak na nie matową pomadkę bardzo dobrze się trzyma, mały problem pojawia się przy zjadaniu jej bo kontur ust robi się lekko ciemniejszy od reszty ale nie wygląda to komiksowo czy rodem z lat 90 tych.



I zapaszek - choć nadal kocham i zakupiłam nową butlę CK in 2 U, to postanowiłam poszukać nowego zapachu i znalazłam. Kiedyś dostałam je w prezencie od mojej przyjaciółki - zapach słodki, przyjemny - zużyłam go do ostatniej kropli. Może nie jest on typowo jesienno - zimowym zapachem a raczej wiosenno - letnim - i może właśnie dlatego, że przypomina mi te cudowne, ciepłe pełne słońca dni tak bardzo go lubię. Jest mi ciężko powiedzieć czy jest słodki bardziej czy świeży. Niestety nie jest on dostępny stacjonarnie - poszukałam w internecie i znalazłam w perfumerii iperfumy.pl - w swojej ofercie mają morze perfum a tych których szukałam okazało się, że jest kilka rodzai - Salvadore Ferragano Incanto. Długo się zastanawiałam które wybrać, czy te które już mam czy inne. Z pomocą przyszedł mi opis nut perfum i wybrałam dwa rodzaje, które łączy nuta frezji w sercu zapachu - a kocham frezje najbardziej na świecie spośród ciętych kwiatów oraz piżmo u podstawy
Wybrałam zapach który już miałam: 
Salvadore Ferragano Incanto Dream



Incanto Shine 




Komentarze

  1. Nie znam nic z tych produktów niestety, ale ciekawi mnie ten krem/maska oraz podkład, niedługo pewnie się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się jak najszybciej napisać post z moją pielęgnacją gdzie szczegółowiej omówie wszystkie produkty i krem/maskę też. Zarówno kremy jak i podkład godne są uwagi

      Usuń
  2. Miałam ten płyn micelarny z Garniera, świetny jest ;) ogólnie bardzo lubię produkty do demakijażu Garniera, aktualnie używam wersji różowej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie do tej pory używałam różowego - ideał. Ale od kiedy poznałam ten .... troszkę zdeklasował różowy. Można powiedzieć, że używam ich zamiennie, zależy który jest w promocji. Bo czasem bywa, że oba - wtedy biorę olejkowy, czasem bywa, że tylko te standardowe - więc biorę różowy :). Obydwa bardzo dobre - zachwycają jakością, wydajnością i ceną w sumie też :) zwłaszcza jak są w promocji :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś ..., widziałeś ..., czytałeś..., oglądałeś...,
Proszę zostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza ...
Jestem też ciekawa Twojej opinii na poruszany prze ze mnie temat :).
Z góry Dziękuje - Moni :*