Z biblioteczki wzażysty ...

Postanowiłam stworzyć nową serię na blogu. Ponieważ wizażysta też człowiek i czytać lubi a, że jego dziedzina jest specyficzna to różne książki trafiają w jego ręce i oczywista oczywistość są nie tylko dla wizażystów, ale i dla zwykłego, szarego śmiertelnika …

W serii będą się pojawiać różne książki – te takie typowo wizażowe w postaci poradników, ale nie tylko jak i szereg różnych, o urodzie i modzie też. Gdyż dziś w tym zwariowanym świecie wizażysta bywa odpowiedzialny na sesjach za sam makijaż, ale często za włosy i stylizacje – odpowiada za cały look modelki, modela, sesji. W mojej szkole podczas sesji, jakie odbywaliśmy z różnych tematów: lata 20, 50, 60, 70, 80, makijaż ślubny czy artystyczny, sami dbaliśmy o wszystko – nauczyciele powtarzali nam, że w prawdziwym świecie dzieje się tak coraz częściej, że wizażysta ogarnia wszystko a to z dwóch bardzo prozaicznych powodów: jest taniej (jeden człowiek do wypłaty a nie trzech) i cały look jest bardziej spójny, bo pracowała nad nim jedna osoba.
Będą się tu pojawiały książki, które gdzieś sama wynalazłam, choć bardzo często wybieram książki z filmików inspiracyjnych Mady Kanoniak – Radzka. Ona, co miesiąc w swoich inspiracjach poleca nie tylko książki, ale filmy, artykułu, muzykę – wszystko, co przeszło przez jej „ręce” i zostawiło po sobie jakiś ślad i co miesiąc z językiem prawie na brodzie wyczekuje inspiracyjnego filmu.
Dziś opowiem wam o książce, która wywróciła do góry nogami moją pielęgnację, moje myślenie o pielęgnacji i moje postrzeganie pielęgnacji. Nie jest już to przykry mus, który muszę odwalić wieczorem – rano, żeby wyglądać dobrze. Owa książka, jeśli mogę tak powiedzieć tknęła nowe życie i wiarę, przekonanie, że to, co robię jest słuszne i zbawienne – i jeśli będę cierpliwa i systematyczna, to w krótkim czasie poznam pozytywne efekty swego działania. Kiedy zaczęłam ją czytać było o niej cicho w internetach, – ale jak skończyłam, pojawiło się kilka recenzji zarówno na blogach jak i wlogach.
Nadszedł czas, aby rozwiać tę chmurę tajemnicy i powiedzieć, co mnie tak odmieniło – jest to mała blado różowa książeczka, jak ja to mówię rozmiarów autobusowych – lekka i ma idealny torebkowy rozmiar. Na pierwszy rzut oka raczej dla małych dziewczynek niż poradnik traktujący o poważnych rzeczach w bardzo przystępny i zrozumiały sposób – „Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji” Charlotte Cho. Jeżeli jest się, choć lekko zaznajomionym z rynkiem azjatyckich kosmetyków – to patrząc na okładkę i rysunki zawarte w środku, książka poza treścią i autorką jest mocno azjatycka – tak, więc duży plus, za autentyczność, spójność i brak takie mmm silnej próby przypodobania się nie Azjatkom. Książka napisana prostym, zrozumiałym językiem – bardzo szybko i przyjemnie się ją czyta. Autorka w żaden sposób się nie mądrzy, nie próbuje udowodnić, że racja jest po jej stronie i że wszystkie musimy, koniecznie Musimy robić tak jak ona, jeśli chcemy być piękne i młode. Odnosimy wrażenie, że to bardziej rozmowa, Charlotte mówi do nas, tłumaczy (spokojnym, miłym głosem) niż poradnik dotyczący pielęgnacji. Po krótkim zapoznaniu ze swoją osobą, kim jest i co robi i jak ona sama przeszła radykalne zmianę w podejściu do pielęgnacji. W każdym rozdziale opowiada o kolejnych etapach pielęgnacji, niemalże łopatologicznie, za rączkę przeprowadza nas tłumacząc jak, na co, po co i dlaczego?


Właściwie muszę przyznać, że w tej książce i to gdzieś na samym początku jest zdanie, które mocno mi się w głowę wbiło i zmieniło moje myślenie i podejście do pielęgnacji. Pozwolicie, że nie będę o cytowała dosłownie, tylko odtworzę je z pamięci tak jak się zapisało i w jakiej postaci towarzyszy mi codziennie – stało się ono moim mottem.


Dlaczego jesteśmy w stanie poświęcić dużo czasu, wykonać makijaż zachowując odpowiednią kolejność nakładania produktów. Z pełną powagą i pietyzmem muskać nawet najdrobniejszy szczegół makijażu a pielęgnacje traktujemy jak smutny przymus. Czy nasza skóra nie zasługuje na to, żeby z takim samym skupieniem, rozwagą i pietyzmem pozbyć się tego wszystkiego wieczorem i dać jej spokojnie odpocząć, zrelaksować się nocą? – No właśnie drogie Panie, dlaczego?! 
Wszystkie wiemy, że żeby makijaż wyglądał dobrze i trzymał się długo potrzebna nam jest piękna, zadbana, dobrze wypielęgnowana skóra – to ona jest płótnem, na którym co rano tworzymy nowe dzieło ….  I zazwyczaj na wiedzy się kończy, do nie dawna mnie samej zdarzało się (o grozo!!!) Iść w makijażu spać lub umyć buzie tylko płynem micelarnym, toniku używałam jak mi się przypomniało, – choć słyszałam teorie z ust moich klientek, że tonik blleee to kosmetyk dla młodych, ja mam 30 lat mnie tonik nie potrzebny … Z jednej strony bardzo mnie cieszy, że kobiety coraz odważniej i coraz świadomiej wybierają kosmetyki – jednakże nadal prym w tym wszystkim wiodą kosmetyki kolorowe niż pielęgnacyjne (mit o toniku i wieku). Tak, że bardzo się cieszę, że ta książka pojawiła się na naszym rynku i mam nadzieję, że trafi do jak największej liczby kobiet i dziewczyn, żeby i one tak jak Koreanki cieszyły się piękną i zdrową skórą jak najdłużej


Komentarze