Pędzel idealny ...

Dawno, dawno temu kiedy zaczynałam raczkować w strefie makijażu i nie był to temat tak popularny jak dziś - o vologaach, blogach urodowych, lifestylowych nikt wtedy nie myślał, nawet ich chyba nie miał w strefie wyobrażeń. Skąd się czerpało wiedzę i jak się wykonywało makijaż ten najprostszy codzienny?! oj dziś by można powiedzieć, że metodą z epoki kamienia łupanego czy też spartańską a wiedzę - głównie od koleżanek, z gazet czasem, buteleczek produktów (ślepo się wierzyło w to co tam było napisane, nikt - bynajmniej ja nie zawracałam sobie głowy jakimś składem jakieś INCI) lub jeśli się jest takim freakiem kosmetycznym jak ja to się kupowało kosmetyki w dużych ilościach testowało i zapisywało informacje na twardym dysku w głowie. Firmy kosmetyczne - zwłaszcza duże koncerny - organizowały szkolenia. Zdobytą wiedzę tam człowiek ja mantrę powtarzał sobie i klientkom chcąc sprzedać jakiś produkt.

Pędzle ... marzenie, nikt ze zwykłych śmiertelników nie myślał o pędzlach - ręce, pacynki to były podstawowe akcesoria używane podczas wykonywania codziennych makijaży, nikt nie wyobrażał sobie, że nadejdą dni kiedy to podczas wykonywania makijażu dziennego będziemy wykorzystywać nie jeden pędzel a kilka. Że makijaż stanie sztuką. Że na przestrzeni ostatnich 5 lat wszystko tak - diametralnie - się zmieni i poszybuje do przodu. Wszystko to co było zarezerwowane tylko dla wizażystów (nikt - pracujący, poza filmem, telewizją, teatrem, gazetami itp, nie był świadom, że taki zawód istnieje) stanie się tak powszechne, codzienne takie zwykłe, stanie się standardem. 

Lata świetlne temu, kiedy podjęłam pierwszą - ale nie pierwszą w swoim życiu - pracę w sklepie, drogerii i poznałam całą masę nowych mark, produktów - kiedy to mój kosmetyczny fioł zaczął kiełkować jak na sterydach i uświadomiłam sobie, że te maleństwa, kolorowe cudeńka pozamykane w tych różnych uroczych buteleczkach i pojemniczkach to jest coś co mnie kręci i z czym chcę związać swą przyszłość - wtedy marzyłam sobie zostać idealnym doradcą i pomagać kobietom w wyborze tych odpowiednich, idealnych kosmetyków dla nich :). Marzenie, zrealizowałam a nawet poszłam krok dalej - gdyż jestem wizażystą pełną gębą z dyplomem, ciągle się kształcę, uczę - zdobywam wiedzę i prowadzę bloga - gdzie dziele się swoją wiedzą i pasją :). Ale do brzegu bo nie o tym dziś. 
Kiedyś te lata świetlne temu pewne marki, pewne rzeczy wydawały się poza moim zasięgiem głównie dlatego, że albo były zadrogaśne lub ich nie było. 
Tak więc pierwszym pędzlem - każdy ma go codziennie przy sobie - były moje łapki. Jak sobie to teraz wspomnę, bogata w doświadczenia pędzlowe - prawdziwie pędzlowe, gąbkowe aż dziwie się sobie, że to dało się zrobić. Jakież to było marnotrawstwo produktu. Człowiek tak się brudził i wszystko dookoła bez mała - wiem na 100% do tej techniki, tego pędzla już nigdy nie powrócę.



Z biegiem lat, wszystko powoli, ociężale zaczęło się rozwijać - pędzle (choć marnej jakości i ciężko dostępne) zaczynały się pojawiać w drogeriach - wtedy było mi zupełnie nie po drodze do Sephory czy Douglasa, te miejsca przerażały mnie tym luksusem, drogością która wiała już na samym wejściu i te dziwaczne spojrzenia tych Pań (kiedyś im zazdrościłam teraz z jednej strony współczuje ... ). Mój szał na kosmetyki kolorowe lekko przystopował aby znów wybuchnąć kiedy zmieniłam pracę i trafiłam pod skrzydła różowego motyla - HeBe. To tam odkryłam makijaż - wizaż, wizażowanie i to tam stałam się wizażystką i to tam zachciało mi się nią być na poważnie. Wpadłam totalnie i bezpowrotnie jak śliwka w kompot, na dno :) - utonęłam. Kolejnym pędzlem (pędzlami) - bo dziś skupiamy się na pędzlach do "kamijażu" twarzy - podkładu, był pędzel języczkowy.


Oooo ten wynalazek już lepszy niż paluszki ale ile człowiek się tym namachał żeby pomalować buzię  jeszcze te smugi. Choć klientki makijażowe jeszcze jakoś ale samą siebie tym czymś oj nie bardzo. Zaczynałam coraz bardziej wsiąkać w świat makijaży, pędzli i wizażu. Zaczął mi się marzyć zestaw pędzli - Hakuro, później Zoeva ... apetyt rósł w miarę jedzenia. Nigdy nie kupiłam całego zestawu, zawsze sama wybierałam pędzle, szukałam recenzji w internecie na vlogach , zdjęciach w internecie i wybierałam te które wydawało mi się, że będą mi przydatne. I tak powoli, sukcesywnie zaczęłam tworzyć swoją kolekcję pędzli (której już jakiś czas temu poświęciłam trochę miejsca [Tu]) - w większości były to pędzle Hakuro i mój wymarzony pędzel do podkładu Hakuro H50s - nakładanie podkładu tym pędzlem to była czysta przyjemność (czas przeszły bo dziś do tego celu używam czegoś innego).


Przez moje ręce przeszły dwie sztuki tego modelu, gdyż jeden się zużył i zaczęły z niego wyłazić włoski. Kiedy wreszcie dorwałam go w swoje łapska i zaczęłam się nim cieszyć i rozkoszować przyjemnością użytkowania w świecie wizażu nastąpił nowy boom pt. różowe jajo - Beauty Blender. Długo się łamałam i zastanawiałam czy faktycznie jest się czym zachwycać - tym bardziej, że nie było ono osiągalne stacjonarnie i cenowo. Nie długo po różowym jajku nastąpił wysyp gąbeczek o różnych kształtach, rozmiarach i strukturze gąbeczki - wiec postanowiłam i ja się zmierzyć z jajkiem ... w moje ręce wpadło pomarańczowe ala jajo Real Technics - hmm i się polubiliśmy. Na chwilę obecną jestem po 3 Real Techniques, 1 Beauty Blenderze (zakupiony w Sephorze) i innych inspiracjach Rossmannowy For Your Beauty i Super Pharmowy Life i Yves Roche ... no dużo tego było. I choć jak sama nazwa wskazuje gąbka - pędzlem nie jest, postanowiłam ją tu zakwalifikować gdyż mocno i z impetem zaatakowała rynek kosmetyczny i wbardzo krótkim czasie zdobyła miano kultowego produktu - więc ciężko ją pominąć  tej historii. Zdobyła rynek szturmem i zmieniła podejście do makijażu - nakładanie podkładu. Zmieniła nasze oczekiwania i jakość makijażu - trwałość i wygląd.


I przyznać muszę że oryginalne jajo jest wyjątkowo mięciutkie choć moim zdecydowanym ulubieńcem jest pomarańczka od Real Techniques. Miękka, z jednej strony ścięta - idealna do aplikacji korektora - oryginalne jajko zaczęło ewoluować, zostawiając w tyle konkurencję i udowadniając, że jest niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie, i się zmniejszać właśnie, żeby idealnie pasować w okolicę oka i przy skrzydełkach nosa - być mniejszym, bardziej precyzyjnym i dokładnym. Kupiłam te maluszki też różowe ale nie oryginalne i przyznać muszę, że od dnia zakupu stoją, nie odpakowane ani razu nie użyte - HeBe za 10 zł 
Po gąbeczkach przyszła rewolucja w pędzlu, w oryginalnym jego kształcie nastąpiła zmiana, ale tutaj już nie można się przyczepić - jak by na to nie patrzeć i jak do tematu nie podchodzić jest to pędzel. Pierwszy raz widziałam tę łychę w użyciu w filmiku Kasi Katosu -  zastanawiałam się hmm jak to działa i po tym co zobaczyłam stwierdziłam, że już nic mnie nie zdziwi. Pierwsza na naszym polskim podwórku zaczęła je robić Hania - DigitalWorld - GlamShop, jednak po opiniach jej klasycznych pędzli dość mnieszanych, czekałam na opinie szczoto - łyżek, co dziwne Hania sama raz użyła ich w swoich filmach (może więcej - w porównaniu z tradycyjnymi pędzlami mało razy) - opinie i tych pędzli w sieci były mieszane, więc stwierdziłam, że poczekam bo pewnie zaraz niebawem czy to w HeBe, Rossmanie czy Super Pharmie lub tych o wyższym standardzie Sephora, pojawią się jakieś zamienniki czy odpowiedniki, tak jak to było z różowym jajem.


Cierpliwość moja została wynagrodzona, dwa - trzy miesiące temu, kiedy to zupełnym przypadkiem wstąpiłam do HeBe idąc na autobus a miałam trochę wolnego czasu .... i znalazłam, chwilę się zastanawiałam ale przy pierwszym kontakcie nie zakupiłam szczoty. Wróciłam do domciu, zapytałam wuja Google co mi powie na temat tych wynalazków - a, że były dość świeże, nowe nie wiele informacji znalazłam. Nic mi nie pozostało jak zakupić i tradycyjną metodą na własnej skórze przekonać się o właściwościach tej łycho - szczoty :). Następna wizyta w HeBe miała konkretny cel - zakup szczoty, więc pewnym krokiem udałam się w ich stronę i bardzo dokładnie zaczęłam im się przyglądać - jakoś zawsze się tak składa, że jak poznaje - kupuje nowe pędzle, nową markę to prawie zawsze jednym z pierwszych zakupionych pędzli jest pędzel do podkładu. Tak też stało się i tym razem, zaczęłam się zastanawiać na rozmiarem, gdyż dostępne są od bardzo malusieńkich po bardzo wielki, Wybrałam chyba trzeci od końca. Kosztował coś ok 30 zł i pierwsze co zrobiłam po wyjściu ze sklepu otworzyłam delikatnie pudełko i dotknęłam włosia, chciałam się własnoręcznie przekonać jak to jest z tym ichniejszym włosiem, czy to prawda, że są takie mięciutkie a zarazem zbite. Oj! Prawda to - na chwilę obecną, jest to mój pędzel idealny - jest to połączenie trochę gąbki i tradycyjnego pędzla - gąbki bo podobnie trzymamy pędzel, kładziemy większy nacisk przy wtłaczaniu podkładu w skórę - właśnie jest mocniej wsmarowany niż przy klasycznym pędzlu, więc ma mocniejsze krycie i wygląda naturalniej jak przy użyciu gąbki. No i jest jak pędzel, ma trzonek, ma włosie - nawet sporo, nie pije podkładu i nie trzeba - ale można - zwilżać go przed użyciem :). 
Dziś jestem w posiadaniu dwóch takich pędzli - podkład i do  konturowania. Gdyż ostatnio polubiłam się z ocieplaniem twarzy bronzerem czy jak kto woli z konturowaniem, na chwilę obecną robię to produktami pudrowymi lecz gdzieś w mojej głowie kiełkuje chęć na konturowanie na mokro i dlatego też zaopatrzyłam się w mniejszą łychę - łyżeczkę do konturowania. Na promocji -49% produktów do twarzy, chcę zakupić sobie sztyft z Bell do konturowania. W cenie regularnej jest nie drogi a jeszcze za tzw pół i jak mi coś nie wyjdzie, jeśli z tą metodą konturowania się nie polubię, nie będzie mi szkoda go oddać czy wywalić ...




Jeśli chodzi o łyżki i łyżeczki do innych części twarzy jakoś nie wyobrażam sobie wykonać tym rodzajem pędzli makijażu oka. Ale nakładanie różnych produktów kremowych od podkładu, poprzez róż, rozświetlacz czy bronzer na kości policzkowe, nos to tak. Są wygodne tzw podręczne, precyzyjne nie można się  przyczepić. Natomiast jeśli chodzi o makijaż oka wydają mi się być zbyt płaskie jeśli chodzi o kwestie trzymania i manewrowania pędzlem. Przy małej powierzchni wydają się być, mimo małych rozmiarów, nie wygodne w użyciu i nie precyzyjne. Co prawda mogę się mylić - gdyż mocno teoretyzuje na ten temat, bo nie używałam ich do makijażu oczu. Może, może ....

Tak więc - podsumowując (przepraszam, za filozoficzno - historyczny zarys notatki), dzięki swojej pasji i miłości do makijażu i kosmetyków miałam przyjemność mieć styczność chyba z prawie każdym rodzajem pędzla i nie pędzla do nakładania podkładu. Wiem na 100000% albo i więcej, że do pierwszego nigdy nie wrócę (paluszki) - drugi Hakuro był/jest okej, gąbeczki ... też lubię. Właściwie chyba wszystkie akcesoria - poza paluchami - są do przyjęcia i zaakceptowania. Aczkolwiek łycho - szczota jest numerem jeden, za miękkość włosia, jego zbicie, wygodę użytkowania i efekt/trwałość nałożonego podkładu - z czystym sercem i sumieniem polecam każdemu wypróbowanie być może polubicie je tak samo jak  ja :).
Ostatnimi czasy uprałam moje pędzle, po pierwsze bo już tego wymagały a po drugie do zdjęć nie chciałam używać brudasków więc zmuszona byłam nałożyć podkład gąbeczką ... przyznam, że nie było to tak przyjemne i nowatorskie jak za pierwszym razem. I przyznam, że zdecydowanie wolę moją łycho - szczotę :) 

Komentarze

  1. ja póki co, czaję się na flat top'a, ale te łycho-szczotki też ogromnie mnie kuszą! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łycho - szczotki są The Best !!! :) mięciusieńkie, mocno zbite i wygodne. Ładnie równomiernie rozprowadzają podkład - bez smug, zacieków :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli byłeś ..., widziałeś ..., czytałeś..., oglądałeś...,
Proszę zostaw po sobie jakiś ślad w postaci komentarza ...
Jestem też ciekawa Twojej opinii na poruszany prze ze mnie temat :).
Z góry Dziękuje - Moni :*